sobota, 13 lipca 2013

Chapter 2

- Claire, gdzie idziesz?
- Muszę odejść. - Gdy tylko przeczytałam list, wiedziałam, że muszę się stąd wydostać. Musiałam uciec od tego szaleństwa. To było szaleństwo! Zgniotłam papier w ręce, wkładając go do kieszeni dżinsów które Francine pozwoliła mi ubrać. Zabrałam moje już suche ubrania omijając panikę Francine.
- Claire, nie możesz tam iść! Znajdą cię! - Zaprotestowała głośno. Skrzywiłam się na jej głośność i skok jej głosu. Zaczynało to brzmieć szalenie.
- Słuchaj. - Zatrzymałam się. - To jest szaleństwo, okej? Muszę się stąd wydostać. Zadzwonię później lub coś. J-ja nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. - Pokręciłam głową, przypominając sobie wszystko, co powiedziała mi wcześniej. Nie chciałam jej wierzyć-nie mogłam. Ludzie po prostu nie wyciągają ludzi z ulicy! To jest 21 wiek. Mamy broń i ciężką amunicję.
- Nie wierzysz mi, prawda. - Powiedziała z szeroko otwartymi oczami. - Poważnie? Myślisz, że kłamię?
- Nie. - Przerwałam jej. - Myślę, że możesz trochę przesadzać. - Zawsze wiadomo, że Francine to 'drama queen'. Kocham tę dziewczynę, ale kiedy byłyśmy w kinie, dostała histerii, kiedy upuściła kubek popcornu. Nigdy tak o tym nie myślałam, ale teraz miało to trochę więcej sensu. Nie myślałam o niej, że przesadza, ale ona mnie przerażała. Kto powiedział, że gangi są takie złe? Myślałam o liście, i wiedziałam, że są niebezpieczni. Ale szczerze mówiąc, Francine mnie straszyła. Po prostu wiedziałam, że musiałam przestać o tym myśleć.
- Przesadzam? - Powtórzyła. - Claire, widziałam, co zrobili, ty nie! Wiem, jak niebezpieczni są! Próbuję tylko pomóc. - Uśmiechnęłam się do niej.
- Wiem, i naprawdę to doceniam. Ale myślę, że muszę wrócić i mieć trochę czasu aby przemyśleć to samodzielnie.
- Claire, będziesz sama. Znajdą cię-
Wybiegłam z pokoju, a jej głos opóźniony w tle. Kiedy zobaczyłam kurtkę leżącą na ziemi, całkowicie stonowaną z jej histerycznym głosem. Kurtka wyglądała jak każda normalna skórzana kurtka, z wyjątkiem dużych symboli na prawym rękawie ramienia. Podniosłam ją ostrożnie, jakby miała zaraz wybuchnąć, badając symbol. Nigdy wcześniej go nie widziałam. Ale pod symbolem był napis '1D' napisano jasno i wyraźnie, tak, jak tylko to możliwe, w sposób niemal, że czysty. Nie mogłam kłamać, ale przeszedł mnie dreszcz, kiedy widziałam rozdarty materiał kurtki. Zastanawiałam się, jakich rzeczy ta kurtka była świadkiem...
- To oznacza One Direction. - Głos Francine zabrzmiał za mną, bardziej miękko. - Nazwa ich gangu. - Przełknęłam ślinę i zarzuciłam ciężką kurtkę przez ramię.
- To jest szalone. Ja...ja po prostu muszę już iść. Porozmawiam z tobą później, Fran. - Francine wyglądała jakbym miała podpisać własny wyrok śmierci. Nie wiem, ale myślę, że byłam po prostu zmęczona słuchaniem jak 'źli' ci ludzie są. To może wydawać się szalone, ale ja widziałam tylko jednego z nich. I nie próbował mnie zabić. Więc może ja po prostu będę sceptyczną osobą, która miała coś zobaczyć, żeby uwierzyć. Ale wiesz, kiedy jesteś w chaotycznej sytuacji i gdy jedna osoba panikuje, każdy wydaje się też panikować. Tak ja się czuję. Panika była zaraźliwa. Wyszłam drzwiami, czując chłodne, listopadowe powietrze uderzające w moją twarz. Czułam oczy Francine na moich plecach, kiedy szybko odeszłam, robiąc szybkie kroki, takie, jakie tylko mogłam. Nic nie wydawało się poza normą. Przedtem nigdy nie słyszałam o tym gangu 'One Direction' czułam się tu tak dobrze. Wiedziałam, że alejki były 'bezpieczne' a teraz nie sądzę, że kiedykolwiek będę w stanie do którejś z nich wejść. Wszystko wokół mnie wydawało się normalne. Z wyjątkiem, zauważyłam jedną rzecz. Niektórzy ludzie dawali mi dziwne spojrzenia. Nie chodzi mi oczywiście o to, że gapią się lub rozmawiają o mnie. Ale ignorują mnie, dopóki mnie nie miną, i kiedy odchodzą, czuję oczy na moich plecach. Zastanawiałam się, czy coś mam na plecach. I wtedy do mnie dotarło. Niosłam tą kurtkę. Przeklinając pod nosem, zwinęłam kurtkę tak mocno, jak tylko to było możliwe, aby wyglądała jak inne kurtki. Upewniłam się, że symbol został ukryty. Czułam wielki upływ ulgi, gdy udało mi się dotrzeć do mieszkania. Uśmiechnęłam się do jednego z moich sąsiadów, a on uśmiechną się do mnie z powrotem. Widzisz? Nic strasznego. Udałam się przed drzwi mojego mieszkania, szukając klucza w torebce. Otworzyłam drzwi i udałam się do środka. Odetchnęłam głęboko, i uśmiechnęłam się z ulgą. Okej, tu nie ma nic niebezpiecznego. To mój dom. Nikt nie mógł się tu dostać. Czuję się znacznie lepiej od ostatniej nocy. Rzuciłam nieszczęsną kurtkę na stole i usiadłam na kanapie, rozglądając się wokół. Mam bardzo pusty wystrój, ponieważ byłam prostym człowiekiem. Apartamenty były przydatne, ponieważ wyposażały mieszkania. Czułam radość z wielką ulgą. One Direction jest po prostu grupą gangsterów. Nie byłam w żaden sposób z nimi związana. Więc dlaczego mnie chcą? To było tak, jakbym była dwukrotnym światkiem czego, czego nie powinnam była być. Ja tylko spotkałam jednego z nich w alejce w burzliwą noc. Ale nie powiedziałam nic, co mogłoby być obraźliwe lub negatywne. Nie miałam się czego bać. Wyjęłam list który był wrzucony przez okno Francine. Widziałam, że papier był wydarty z innego papieru widząc jego postrzępione krawędzie. Zaśmiałam się lekko pod nosem, zastanawiając się, jak byłam tym wcześniej przerażona. Czułam się tak niesamowicie dobrze, gdy wzięłam kartkę i potargałam ją na pół. Rzuciłam podarte kawałki na podłogę, stojąc na nogach. Musiałam zadzwonić do Kim. Wykopałam moją komórkę w torebce i wykręciłam jej numer. Odpowiedziała po drugim sygnale.
- Hej Claire. - Przywitała wesoło. - Co jest?
- O mój Boże. - Tchnęłam w telefon relaksując się na kanapie. - Nigdy nie uwierzysz, co się stało ostatniego wieczoru.
- Co się stało? - Usłyszałam szuranie na drugim końcu połączenia i czekałam aż coś powie. - Przepraszam, staram się oczyścić to miejsce. Mam randkę.
- Randkę z kim?
- Derek. Pamiętasz go? - Szczerze, nie miałam pojęcia o kim ona mówiła. Niestety, wiedziałam, że musiał się gdzieś z nią spotkać, więc zapytałam:
- Oczywiście. Gdzie idziecie?
- Idziemy coś zjeść. Nic nadzwyczajnego. - Kim westchnęła do telefonu. - Więc, co się stało ostatniego wieczoru? - Powiedziałam jej wszystko. Powiedziałam jej, jak szłam w deszczu i schroniłam się w alejce. Powiedziałam jej o tym 'tajemniczym' Harrym Stylesie, i o czym rozmawialiśmy. Ale potem powiedziałam jej o nowościach, kiedy Francine rozładowywała się na mnie. Ale byłam zaskoczona, kiedy Kim się roześmiała.
- Ta dziewczyna Francine brzmi jakby naprawdę przesadzała. - Powiedziała. - Nie mam mowy, gang nie może posiadać miasta. To niemożliwe.
- Wiem. - Zgodziłam się zadowolona, że ona zgadza się ze mną. To naprawdę uspokoiło moje nerwy. - Ona naprawdę mnie przerażała.
- Cóż, zamiast próbować cię straszyć, powinna próbować cię pocieszać. Tęsknię za tobą Claire! Musisz wkrótce odwiedzić Amerykę. Możesz zatrzymać się u mnie.
- Wezmę się za to. - Powiedziałam jej. - Pozwolę ci już iść. Po prostu musiałam to komuś powiedzieć, wiesz?
- Rozumiem. Musisz mnie o wszystkim informować, ponieważ jesteśmy tysiące mil od siebie. Zadzwonię jeszcze po mojej randce opowiedzieć ci szczegóły. - Słyszałam jej uśmiech, i też się uśmiechnęłam. Naprawdę za nią tęsknię.
- Okej, lepiej do mnie zadzwoń. - Pożegnałyśmy się i odłożyłam słuchawkę.
Pozostaje mi siedzieć w pustym domu. Normalnie poszłabym do pracy w sklepie jubilerskim. Tak wiem, to nie jest ekscytujące i niepowtarzalne. Ale zawsze lubiłam biżuterię, nawet jako nastolatka. Pewnie nie było to nic oszałamiającego, ale to mi nie przeszkadzało. Plus, zarabiałam stałą pensję. Niestety, dziś miałam dzień wolny. Siedziałam na kanapie zastanawiając się, co mam zrobić. Moje oczy niechętnie spojrzały na kurtkę. Słowa w liście powtarzają się w moim umyśle. Ten facet Harry, chciał, żebym spotkała się z nim w alei o zmierzchu. Sprawdziłam czas. Miałam dwie godziny i trzeba było domyślać się o której godzinie jest zmierzch. Nie, nie myśl o nim. Ale...jego kurtka. Słowa Francine powtarzały się w moim umyśle. On przyjdzie po kurtkę. A potem przyjdzie do mnie. Nie, gangi interesują się tylko pieniędzmi i narkotykami. Dlaczego mają tracić na mnie czas, skoro nie mam z nimi nic wspólnego? To było proste. Oni się mną nie interesują. Musiałam przestać się martwić. Musiałam wyrzucić ich z mojego umysłu. Następne pół godziny spędziłam na oglądaniu telewizji. Nie zbyt koncentrowałam się na tym co oglądam, ponieważ ciągle kontrolowałam czas. Kiedy zostało pół godziny do zmroku, wyłączyłam telewizor i spojrzałam na kurtkę. Nerwowo przegryzłam dolną wargę. W pewnej chwili, naprawdę rozważałam czy mam się z nim spotkać. Ale potem zaśmiałam się, i pokręciłam głową. Czy ja jestem głupia? Ale nie chcę tu zostać sama. Szybko wstałam, wzięłam torebkę i wyszłam z mieszkania. Zatrzymałam się na chwile, aby je zamknąć, spoglądając w głąb korytarza. Nikogo tam nie było. Zeszłam na dół po schodach. Natychmiast weszłam do brytyjskiej taksówki, mówiąc taksówkarzowi, że chcę jechać do najbliższej kawiarni. Był to mały, rodzinny biznes, ale wyglądał przyzwoicie. Znalazłam stolik przy oknie. Mój kelner był młodym człowiekiem, z ciężkim, brytyjskim akcentem.
- Co mogę dziś dla ciebie zrobić? - Zapytał z uśmiechem. Wygląda, jakby miał roześmiać się na to co powiedział. Spojrzałam na menu.
- Poproszę wodę, i to wszystko. A dzisiejsza zupa dnia? - On mi odpowiedział, ale moje oczy widziały coś przez okno. Po drugiej stronie była alejka, było można tam zauważyć parę postaci w jej wnętrzu. Ponieważ nie było jasno, ale było jeszcze trochę słońca ja mogłam ich zobaczyć. Byli tam.
- Więc, co podać? - Głos kelnera mnie przywrócił. Odchrząknęłam i powiedziałam:
- Poproszę zupę dnia.
- Doskonały wybór. - Pobiegł do innego stolika. Oparłam się o fotel, starając się nie patrzeć w okno. Jestem tu bezpieczna. Byli tu ludzie, było to miejsce publiczne...Prawda? I w tedy słowa Francine grały w moim umyśle. Myślałam o nich, i prawie żałowałam, że nie przyniosłam kurtki. Ale gdybym to zrobiła, na pewno przyciągnęła bym uwagę. Cień za oknem przesuną się przede mną. Spojrzałam w górę, czując strach, ale facet miał na sobie długi, brązowy płaszcz. Przewróciłam oczami na moją głupotę, przyglądając się facetowi, gdy szedł na drugą stronę ulicy. Jednak coś w nim wydawało się...inne. Wyglądał, jakby był czegoś winny. Patrzyłam, jak rozejrzał się niespokojnie. Ciągle spoglądał przez ramie, jakby ktoś za nim szedł. Pochyliłam się trochę w fotelu. Dlaczego nigdy wcześniej nie zaważyłam takich rzeczy? O tak, bo nie miałam pojęcia, że były tu gangi. Niewiedza czyni szczęście. Moje oczy przeszły z podejrzanego człowieka na matkę trzymającą córkę za rączkę. Dziewczynka chichotała na coś, co powiedziała mama. Patrzałam z podziwem, jak kobieta pochyliła się nieco, podniosła małą dziewczynkę i dała jej buziaka. One były po drugiej stronie ulicy od faceta. A potem, z alejki wyszło dwóch facetów. Jeden z nich miał blond włosy, a drugi brązowe. Wydawało się, że wyszli z ciemności. Nie mogłam dokładnie zobaczyć ich twarzy, ale patrzałam w niemym przerażeniu i szoku jak przyglądali się podejrzanemu mężczyźnie. Złapali go i widziałam jak krzyczy. Wyciągną pistolet z jego płaszcza, ale dwóch facetów nie zmagało się z nim, pozbywając się broni. Kobieta szybko się odwróciła, niosąc jej córkę która była obojętna na wszystko, co się dzieje. Zesztywniałam, mając oczy na walczącym człowieku. Dwaj mężczyźni dosłownie wciągnęli mężczyznę do alejki i wszyscy zniknęli w głębokiej ciemności. Widziałam wszystko. Moje usta były szeroko otwarte. Całe moje ciało było wpajane ze strachu. O mój Boże, Francine nie żartowała. Ludzie dosłownie wyciągają z ulicy. I nagle straciłam apetyt.
- Oto twoja woda. - Mój kelner powrócił, stawiając wodę na stole.
- J-ja widziałam człowieka który został wciągnięty do tej alejki. - Powiedziałam głośno, a moje serce kołatało w mojej piersi. - Trzeba wezwać policję. Miał broń! - Spojrzał w okno i jego uśmiech znikną. Wydawało się, że nagle zrobił się bardzo nerwowy.
- Jesteś pewna, że widziałaś człowieka wciągającego do alejki? - Czy on jest poważny?
- Tak widziałam to. - Przysięgałam. - Właśnie go widziałam!
- Nie, nie wiedzę go. Twoje jedzenie wkrótce będzie. - Mówił szybko, tak szybko, że nawet nie miałam czasu zaprotestować. Rozejrzałam się po kawiarni. Korzystnie, każdy wydawał się nagle czymś zainteresowany. Nikt nie zwrócił uwagi na mnie i mój wybuch. Zachowywali się, tak jakby nic się nie stało. Byłam oszołomiona. Odjęło mi mowę. Zaciskając usta, wzięłam telefon z torebki i wybrałam numer na policję. Odpowiedzieli po drugim sygnale. Mówiłam szybko.
- Więc, widziałam człowieka który został zaatakowany. Mieli broń i
- Wstrzymaj się z tym. - Sygnał przeszedł przez telefon i odłożyłam słuchawkę. Co jest do cholery nie tak z tymi ludźmi? Rzuciłam 20 dolarów i wybiegłam z kawiarni nawet nie patrząc wstecz. Pobiegłam chodnikiem, skierowanym z dala od alejki. Czułam łzy w oczach. Nie mogłam w to uwierzyć. To się po prostu nie stało. To nie mogło się zdarzyć. Jeśli to prawda, to kto tu był bezpieczny? Nikt nie był bezpieczny. W tym ja. Zatrzymałam się, czekając aż samochód przejedzie. Gdy droga była bezpieczna, przeszłam przez nią ciężko dysząc. Musiałam wrócić. Zauważyłam, że niebo stopniowo coraz bardziej ciemnieje...było już po zmierzchu, to pewne. Gdy nie mogłam już dłużej biec, zwolniłam idąc spacerkiem. Zatrzymałam się na chwilę, opierając się o ścianę, trzymając torebkę mocno do siebie. To był jakiś koszmar. Jakiś realistyczny, przerażający sen. Musiał być. Próbowałam zwolnić moje walące serce. Starałam się zachować spokój aby myśleć jaśniej. Ale nie mogłam. Wciąż pamiętałam widok wciągającego faceta jedną ręką do alejki. To było takie realistyczne. Nikt nie pomógł, nawet ja. Nie usłyszałam kroków, aż było za późno. Krzyknęłam, gdy ktoś złapał mnie za ramię, popychając mnie. Natychmiast uderzyłam tego kogoś pierwszą rzeczą o której pomyślałam - torebka. To jednak nic nie zmieniło. Był to chłopak o brązowych włosach. Miał na sobie tą samą skórzaną kurtkę którą ja mam w domu. Widziałam ten symbol, i na jego widok moje oczy gwałtownie rozszerzyły się.
- Nie jesteśmy tu, aby cię skrzywdzić. - Powiedział pod nosem, starając się stonować swój głos. Jego oczy spojrzały w moje.
- Więc czego chcesz? - Spytałam, a blondyn zabrał moją torebkę. Podeszłam go uderzyć, ale brunet złapał mój nadgarstek.
- Idziesz z nami. - Mogłam zemdleć na jego słowa. Czyżby mnie porywali? Zrobiłam jedną rzecz, jaką Ameryka nauczyła mnie robić w takiej sytuacji kiedy byłam dzieckiem. Otworzyłam szeroko usta, i krzyknęłam tak głośno jak tylko mogłam.
- Pomocy! - Usłyszałam głośne przeklniecie blondyna na mój wybuch.
- Uspokój ją. - Blondyn pękł
- Nie możemy jej uderzyć. - Brunet odpowiedział. - Pamiętasz?
- Tak, pamiętam.
- Patrz, jeśli będziesz krzyczeć, będziemy musieli kogoś skrzywdzić. - Brunet sykną na mnie. Przestałam krzyczeć, kiedy poczułam, że moje gardło się pali.
- Skrzywdzić kogoś? - Powtórzyłam zachrypniętym głosem.
- Tak. Widzisz tamtą dziewczynkę? - Kiwną głową w kierunku matki i dziecka, które siedziały na ławce. - Ona nie rozpocznie 1 klasy, jeśli się nie zamkniesz. Rozumiesz? - Łzy zgromadziły się w moich oczach. O Mój Boże. Mieli zabić dziewczynkę?
- Ruszajmy. - Blondyn powiedział, przesuwając nogi. - Mamy cię zabrać, czy sama umiesz chodzić? - Nie mogłam odpowiedzieć. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje. Czy oni naprawdę mogli by skrzywdzić tą dziewczynkę? Czy to realne, czy koszmar? Kiedy nie odpowiedziałam, on bez wysiłku podniósł mnie i przerzucił przez ramię. Ugryzłam się w język próbując milczeć dla dobra dziecka. Jego ramię wbiło się w mój brzuch ale zignorowałam ból. Strach zaczyna mnie przytłaczać. Otrząsam mój cały umysł z wszystkich myśli. Zabrali mnie do alejki, i wszystko co widziałam to ciemność. Nie śmiałam nic powiedzieć, czując mocny ból od jego ramienia. Szli w ciemności tak szybko, jakby ciemność była dla nich jasna. Zamknęłam oczy mocno, chcąc być teraz w Ameryce z Kim. Co oni ze mną zrobią? Zabiją mnie? Zaczęłam odczuwać zawroty głowy, szczególnie wtedy, gdy wyszedł z drugiej strony alejki. Spojrzałam przez ramię, czarny samochód na nas czekał.
- Dokąd mnie zabieracie? - Zapytałam cicho, mój głos trząsł się ze strachu, gdy zbliżaliśmy się do samochodu. Miałam szczerą nadzieję, że szybko mnie postawi. A potem blondyn powiedział jedną rzecz, która doprowadziła mnie prawie do omdlenia.
- Zabieramy cię do Harry'ego.

5 komentarzy:

  1. Omg, kdjjsnjdk
    Świetne.
    fajnie ze tlumaczysz, xx
    C.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba sie zakochałam *-*
    Tłumacz dalej, czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Omfg imfg to jest zajebiste ohhbhwehrdjus nn prosze @bunnySelly

    OdpowiedzUsuń
  4. ja pierdziele to jest niesamowite taki shagfhfsgcsdv ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. to jest zaaaaajebiste <3

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K