poniedziałek, 15 lipca 2013

Chapter 3

Zatrzymaliśmy się przed wielkim-piętrowym, zaniedbanym budynkiem, który wyglądał, jakby ledwo co się trzymał. Niektóre ściany wyglądały, jakby się łamały a cegły były stare i zużyte. Siedziałam między dwoma mężczyznami którzy absolutnie milczeli całą drogę. Starałam się zachować spokój na chociaż kilka minut kiedy ruszyliśmy, ale moje nogi drżały, pomimo moich wysiłków. Widziałam, że zauważyli  moje drżenie, ale nic nie powiedzieli. Gdy samochód się zatrzymał, otworzyli drzwi i wyszliśmy. Szłam za blondynem, biorąc chwilę żeby się rozejrzeć, kiedy stanęłam na ziemi. Nigdy przedtem nie byłam w...tej części miasta. Wszystkie budynki wyglądały jak ten przed nami. To było jak chodzenie po opuszczonym mieście podczas apokalipsy. W połowie spodziewałam się, że zza rogu zobaczę wychodzących zombie. Wzięłam głęboki, zrównoważony oddech, rozglądając się dookoła, widząc, że nie było tu absolutnie żadnych przechodniów. Teren był całkowicie opuszczony. Wszystko wyglądało na...martwe. Przynajmniej z tego co widziałam. Wczuwałam tu innych ludzi, moim zdaniem ukrytych w budynkach. To było dla mnie oczywiste, że ludzie którzy tu przychodzą, nie czeka ich nic dobrego. To było gorsze niż 8-mila.
- Chodźmy. - Brunet chwycił mnie za ramię i popchną w kierunku budynku. On i blondyn patrzyli na mnie wyczekująco. Strzeliłam im dziwne spojrzenie, idąc po martwej trawie, będąc coraz bliżej budynku. Powietrze wokół nas nawet nie miało świeżego zapachu. Zatrzymałam się, gdy dotarłam do drzwi, czekając aż dwójka facetów przyśpieszy. Blondyn otworzył drzwi i wszedł do środka. Weszłam za nim, musząc wytężyć wzrok, żeby cokolwiek zauważyć przez ciemność. Czy ci ludzie żyją w stałej ciemności? Czyżby wampiry? Dobra, teraz ja myślę nielogicznie. Musiałam trzymać się siebie. Wstrzymałam oddech, idąc śladami przede mną. Drzwi zamknęły się za mną, otaczając nas wszystkich pełną ciemnością. Tak bardzo się starałam, aby uzyskać ostrość w ciemności, ale nie mogłam zobaczyć nawet mojej ręki tuż przed moją twarzą. A oni szli tak jakby to było nic.
- Chodź. - Jeden za mną powiedział, jego oddech czułam na mojej szyi. - Pośpiesz się, nie mamy całego dnia.
- Nic nie widzę. - Podkreśliłam słabo, bojąc się nawet poruszyć. Co było w tej ciemności?
- Śledź Nialla. - Głos nakazał niecierpliwie. - Jestem tuż za tobą. - Zatrzymałam się, kiedy mój strach zaczął mną dominować. Głęboko westchnęłam, czując, że moje płuca palą się z braku oddech. Ślady zatrzymały się przede mną.
- Chodź. - Blondyn-Niall szepną w ciemności, niemal łagodnie. Tak. Facet, który pociągną kogoś do alei wydawał się delikatny. - Nic tu nie ma. - Niechętnie mój żołądek upaja się z nerwów, moje nogi zaczęły poruszać się powoli. Słyszałam szuranie nogami Nialla naprzeciwko mnie, w pewnej sekundzie, spowolniłam tempo, biorąc małe kroki dziecka. Stopniowo zaczęłam przyzwyczajać się do ciemności, ale nigdy wcześniej nie widziałam takiego rodzaju ciemności. Wydawało się nienormalne; miejsce pustki, jakby absolutnie nic tu nie było. Więc tak to jest, jak jesteś niewidomym?
- Okej, więc to jest to, co masz zamiar zrobić. - Powiedział przede mną, jego głos odbił się echem w pustym pomieszczeniu. - Przejdziesz przez te drzwi, dobrze? My tu zostajemy.
- Co jest w środku? - Zapytałam cicho.
- Po prostu wejdź do pokoju. - Głos za mną pękł. - To jest takie proste. - Miałam uczucie, że ten ktoś pękł mocniej. Usłyszałam jak Niall otwiera drzwi. Drzwi trochę jęczały przy otwieraniu. Moje serce waliło mi w piersi, kiedy moje stopy mechanicznie przeniosły się do przodu, obok drzwi. Skoczyłam w powietrzu, kiedy zamknęły się za mną. Nie spodziewałam się, że dokonają takiego hałasu. Drżałam teraz na całym ciele. Mój oddech był nierówny i krótki. Moje oczy przeszukiwały przytłaczającą ciemność na przeciwko mnie, desperacko próbując zobaczyć, co się w niej ukrywa. To przypominało mi wieczór w alei, kiedy nie mogłam go zobaczyć, z wyjątkiem tego pioruna. Ale to było jeszcze gorsze. Dużo gorsze. Mógł mnie zabić. Czekałam. Zatrzymałam się, moje stopy przyczepione do podłogi w strachu przed upadkiem. I wtedy rozległ się głos kilka metrów przede mną.
- Czy ty przypadkiem nie boisz się ciemności? - To był on. Rozpoznałam jego głos. Moje napięte oczy, szukają jakichkolwiek jego oznak. O to chodziło. Ale mogłam odczuć jego obecność. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale wiedziałam, że tam był. Moje ramiona dostały gęsiej skórki. Zesztywniałam, kiedy usłyszałam kroki zbliżające się do mnie a potem zatrzymały się. - Wiesz, kim jestem?
- Tak.
- Zapytałaś swojej przyjaciółki?
- Tak.
- Jestem ciekawy. - Brzmiał, jakby był tym rozbawiony. - tego, co ci powiedziała. - Kiedy nie odpowiedziałam, rzekł:
- Powiedz mi, co ci powiedziała, Claire. - Jak do cholery pamiętał, jak się nazywam? Wzięłam konieczny oddech przypomnienia sobie, i odpowiedziałam szybko:
- Powiedziała, że jesteś niebezpieczny. - Słyszałam westchnięcie. On po prostu się śmiał?
- To wszystko, co ci powiedziała?
- Powiedziała mi, że jesteś częścią gangu. - Dalej, potykałam się o moje słowa.
- Nie jestem częścią gangu. - Jego głos zrobił się niski, wszystko straciło teraz poczucie zabawy. Moje oczy lekko się rozszerzyły.
- Nie jesteś? - A potem jego oddech był tuż przy moim uchu.
- Jestem przywódcą gangu. - Wzdrygnęłam się na jego głos. Moje serce biło, jakby miało zaraz wyskoczyć, a ja jęknęłam z jego nagłej bliskości. Nawet nie usłyszałam, kiedy przeszedł gdzie indziej. Usłyszałam jego głos ponownie, tym razem w moim drugim uchu.
- Nie jestem tylko częścią gangu, widzisz. Wyzywam strały. Uruchamiam pokaz. - Jego głos zabrał uwodzicielski ton, a kiedy poczułam, że jego ręka dotyka mojej talii potknęłam się o nogi i wylądowałam na podłodze. Prawie widziałam go stojącego nade mną. Widziałam jego ruch w ciemności. W rzeczywistości wyglądał jakby był ciemnością. Drżałam ze strachu, patrząc jak stoi. Czułam jego wzrok na mnie, patrzący w ciemności.
- C-czego chcesz ode mnie? - Zakrztusiłam się, używając mojego ramienia aby posunąć się do tyłu.
- Chciałem tylko z powrotem kurtkę. - Odpowiedział z fałszywą niewinnością. - Przypadkiem nie masz jej ze sobą? - Moje serce zamarło. Wiedziała, że jej nie przyniosłam. - To jest wspólna uprzejmość, wiesz. - Kontynuował. Słyszałam, jak jest coraz bliżej. - Zrobiłem coś miłego. Pożyczyłem ci moją kurtkę, kiedy potrzebowałaś, i tak mi się odpłacasz? - Był na tyle blisko, żebym mogła go trochę zobaczyć. Przykucną przede mną, a ja mogłam zobaczyć słabe linie jego kręconych włosów.
- Nawet wysłałem ci list, otrzymałaś go?
- T-tak.
- Spytałem, czy się ze mną spotkasz. Nie jestem cierpliwym człowiekiem, Claire. - Jego głos miał nade mną przewagę. - Kiedy pytam kogoś o spotkanie, to albo to robi albo głowa się toczy. - Poczułam mdłości, gdy to mówił. O nie...on mnie zabije. To było takie niesprawiedliwe. Nigdy nie byłam związana z gangiem. Nigdy nie byłam pijana, czy nie zażywałam narkotyków. Nigdy nie kradłam lub nie zraniłam. Byłam po prostu w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie. - Ale skoro jesteś nowa w mieście. - Wzdrygnęłam się, gdy jego ręka gładziła mój policzek. Wysłała dreszcz po moim kręgosłupie. Cofną się, tak jakby jego ręka się paliła. - Odetnę ci trochę luzu. - Nic nie powiedziałam. Tylko siedziałam, oddychając szybko, moje oczy szkoliły jego formę. Bałam się, że mogę stracić jego rysy. Dlaczego nie może zapalić światła czy coś? Po co siedzieć w ciemności? To było po prostu zbyt dziwne. Wyprostował się i ponownie nade mną górował. Czułam jak się uśmiecha.
- Jutro wieczorem przyjdę po kurtkę. Będziesz tam. Rozumiesz?
- Masz zamiar przyjść do mojego domu? - Wykrztusiłam z siebie.
- Tam gdzie zakładając jest kurtka. Mieszkasz w West Apartaments Side, prawda? Mieszkanie 118? - Moja twarz oniemiała. Musiałam gdzieś oprzeć głowę, bo zrobiło mi się słabo. Wiedział, gdzie mieszkam?
- Skąd wiesz, gdzie mieszkam? - Zapytała cicho. Jego ręka znalazła mój nadgarstek i zmusiła mnie do pozycji stojącej. Jego twarz znalazła się tuż przed moją. Widziałam jego oczy, ale było zbyt ciemno, żeby zobaczyć ich kolor.
- Jak już mówiłem, jestem właścicielem tego miasta. - Powiedział, a jego usta uformowały się w uśmiech. - Ja wiem wszystko. Znam każdy zakątek tego miasta. Pamiętaj, jeśli się przede mną ukryjesz, znajdę cię. Jeśli uciekniesz, złapię cię. - Nie mogłam się ruszyć, kiedy pochylił się bliżej, wyglądało to jakby chciał mnie pocałować, ale w ostatniej chwili poruszył głową i zatrzymał się przy moim uchu.
- Za tobą są drzwi. Niall i Liam będą czekać. Zobaczymy się jutro, Claire. - Puścił mnie, a ja usłyszałam, jak oddala się w ciemności. Nie zawahałam się odwrócić i iść do przodu. Dźwięk drzwi tym razem nie wystraszył mnie tak bardzo. Wciąż byłam oniemiała z powodu mojej rozmowy z Harrym Stylesem.
- Chodźmy. - Niall powiedział w ciemności. Poszłam za nim w milczeniu, czując, że drętwieje. W tym momencie nie bałam się już ciemności, nawet gdy moja stopa o coś zahaczyła i prawie upadłam. W ciągu kilku sekund dotarliśmy do drzwi. Niall otworzył drzwi a słońce rozświetliło pokój, chwilowo oślepiając moje oczy. Najpierw byłam ślepa w ciemności, a teraz przez światło słoneczne? Szłam za Niallem, a moje oczy rozglądały się wokół nas. Może było by lepiej, gdyby to miejsce było zupełnie ciemne, żeby ukryć wszystkie spalone lub zdewastowane budynki. Ktoś powinien je zburzyć i wymienić, żeby to miejsce wyglądało na żywe. Weszłam do samochodu bez słowa. Zatrzymali samochód przed moim mieszkaniem. Czułam bliskie rzucanie się, więc nie marnowałam czasu i wyszłam. Jednak ktoś powiedział moje imię, i musiałam się zatrzymać.
- Twoja torebka. - Niall powiedział, wręczając mi torebkę. Oh. Zapomniałam. Zostawiłam z nimi torebkę. Kiedy miałam torebkę, odeszłam a moje wnętrze falowało. Upadłam na kolanach w mojej łazience, wydalając* resztki które dzisiaj jadłam Łzy tworzyły się w moich oczach. Czułam się okropnie. Absolutnie fatalnie. Kiedy skończyłam, usiadłam, wpatrując się na podłogę w szoku. Byłam tak zszokowana, że nie mogłam płakać, chodź chciałam. Do kogo mogłam zadzwonić po pomoc? Policja nic nie zrobi. Kim jest w innym kraju. Może powinnam wrócić do Ameryki, ale wątpię, że będą jakieś bilety przed jutrzejszym wieczorem. Nie mogę być tu jutro, Harry Styles nie może przyjść do mojego domu. Zaczęłam płakać, kiedy myślałam o tym, jak straszny mój dzień był. Nigdy nie byłam tak przerażona, w całym moim życiu. Przypuszczam, że nie byłam do tego przyzwyczajona. Jeden raz gdy byłam tak przestraszona, to przy oglądaniu horroru, ale nawet wtedy to nie był prawdziwy strach. Wreszcie doświadczyłam prawdziwą istotę strachu. Odkopałam komórkę w torebce, ignorując wiadomości i nieodebrane połączenia jakie miałam. Zamiast tego, zadzwoniłam do pierwszego numeru który przyszedł mi do głowy. Francine.
- Halo? Claire? - Odpowiedziała po drugim sygnale. Łzy płynęły mi po twarzy, ale mój głos był spokojny i stabilny.
- Fran, możesz do mnie przyjść?
- Jasne. - Nie zapytała o nic, wiedząc, co się stało. - Będę tam za 5 minut. - Odłożyłam telefon na blacie w łazience, podnosząc się do góry. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam absolutnie strasznie. Moje oczy były czerwone i spuchnięte od płaczu, a moje policzki były głęboko czerwone. Moja skóra była bladsza niż zwykle, a moje oczy wyglądały dziko i histerycznie. Przebiegłam szczotką przez moje długie, kasztanowe włosy i uczesałam je w luźny kok. Właśnie weszłam do kuchni w poszukiwaniu mleka, kiedy Francine przeszła przez moje drzwi. Słyszałam jak je zamknęła, i patrzałyśmy na siebie przez kilka chwil. Ponownie łzy zaczęły wylewać się z moich oczu, a karton mleka prawie wyleciał mi z dłoni. Francine pobiegła do przodu, stawiają mleko na ladzie. Przytuliła mnie mocno, powtarzając jak przykro jej było. Gdy skończyła, żałośnie przetarłam oczy i szepnęłam:
- J-ja nie wiem co robić.
- Co się stało? - Spytała, pomagając mi wstać. Oparłam się o kuchenny blat, patrząc jak ona siada przy kuchennym stole.
- Widziałam ich. Miałaś rację, Fran. - Powiedziałam słabo. - Są strasznymi ludźmi. J-ja się pomyliłam. Myślałam, że przesadzasz. Tak bardzo przepraszam.
- Jest w porządku. - Uspakajała mnie. - Teraz powiedz mi, co się stało. Czy on cię znalazł? - Siknęłam słabo.
- Zostawiłam tu kurtkę i udałam się do kawiarni. - Zatrzymałam się, kiedy zobaczyłam wygląd dewastacji na twarzy Francine.
- Dalej. - Wyszeptała. Przełknęłam ślinę i kontynuowałam.
- Ale widziałam, jak oni wciągnęli faceta do alejki. Widziałam go, Fran. Jestem pewna, że inni ludzie też go widzieli. Ale nikt nic nie zrobił...ja nie zrobiłam. W każdym razie, wybiegłam z kawiarni aby dostać się do domu, ale złapali mnie i-
- O nie. - Francine ukryła twarz w dłoniach. - Proszę nie mów tego.
- Nie, nie skrzywdzili mnie. - Spojrzała w górę z zaskoczeniem.
- Nie skrzywdzili cię?
- Nie. Zabrali mnie do opuszczonego budynku, nie mam pojęcia gdzie on był. Potem zabrali mnie do środka i spotkałam się z Harrym Stylesem. On, uh, rozmawiał ze mną. - Mogłabym usłyszeć jego prześladujący głos w mojej głowie. Nawet go tu nie było, a miał na mnie ogromny wpływ.
- I nie skrzywdził cię? w ogóle?
- Nie. Tylko mnie dotkną. - Wymamrotałam. Francine wyglądała na naprawdę zdziwioną.
- To po prostu nie ma sensu. Harry Styles nie zaprasza nikogo, zwłaszcza dziewczyny na zwykłe spotkanie gdzie nic z nimi nie robi.
- Cóż, powiedział, że przyjdzie jutro do mojego domu. - Zwróciłam uwagę Francine. - Chciał kurtkę z powrotem.
- Cholera. - Nagle wstała, chodząc przede mną. - Cholera. To nie będzie dobre. Wiedział, gdzie mieszkasz?
- Tak.
- Zainteresował się tobą. - Mruknęła. - To nie jest dobre, Claire. To jest straszne.
- Wiem, że to jest straszne! - Krzyknęłam, czując łzy ponownie zbierające się w oczach. - A ja nie wiem, co robić!
- Możesz przyjść do mnie i ukryć w-
- Nie. Nie wprowadzę cię w to dalej. - Podniosłam rękę, kiedy przeszłam do protestu. - Powiedział mi, że wie wszystko o tym mieście. On będzie wiedział, gdzie jestem.
- Więc, co zamierzasz zrobić? - Francine szepnęła.
- Jeszcze muszę się tego dowiedzieć.
- Cóż, na początek, masz broń?
- Broń? - Rzuciłam jej spojrzenie. - Nie, nie mam broni. - Francine przeszła obok mnie i zaczęła szukać czegoś za nimi. Kiedy skończyła, przeszukując wszystkie szuflady wyjęła stos ostrych noży.
- Musisz być przygotowana. - Powiedziała głośno. - Nie wiem, co on chce z tobą zrobić, ale na pewno nie będzie to nic dobrego.
- Chcesz powiedzieć, że będę musiała skorzystać z jednego z nich? - Zapytałam cicho, patrząc na noże. Nigdy wcześniej nie byłam tak blisko przemocy. Nigdy.
- Może dojść do tego. - Powiedziała uroczyście. Wyglądała tak inaczej, jak nie ta Francine którą wcześniej poznałam. - Musisz się bronić, Claire. Rozumiesz? - Wahałam się.
- A co jeśli nie będę musiała z nich korzystać?
- Mówię, że jeśli coś zrobi, to z nich skorzystasz. - Westchnęłam
- W porządku. Po prostu nie mogę uwierzyć, że to się dzieje. Nigdy wcześniej nie robiłam takiego czegoś.
- No chyba, dowiesz się jutro. - Francine poszła do mojego salonu, a ja tuż za nią. Upadła na mojej kanapie, wyciągając nogi przed siebie. - Chcesz, żebym tu była?
- Nie, nie wprowadzę cię w to. - Powiedziałam stanowczo. Rzuciła mi spojrzenie.
- Moje się gdzieś ukryć. On się nie dowie. Więc, jeśli będziesz potrzebowała pomocy, nie będziesz sama.
- Proszę. - Błagałam, słysząc, że mój telefon wydaje z siebie dźwięk. Weszłam do łazienki i chwyciłam go, nawet na niego nie patrząc. - Nie wprowadzę cię w ten bałagan. Mogę sama o siebie zadbać.
- Wiesz dobrze, że sama nie masz szans przeciwko niemu. - Francien powiedziała cicho. - Nikt niema szans przeciwko nim, sam. Nie mam problemu, z zatrzymaniem się tu, naprawdę. - Myślałam o odpowiedzi, kiedy zobaczyłam nową wiadomość tekstową.
- Jestem tak przyzwyczajona do wzywania policji, jeśli mam jakiś kłopot. - Powiedziałam, niestety, brakuje mi Ameryki.
- Chciałabym wiedzieć, jak się czujesz. - Fran mruknęła. - Przykro mi, że cię w to zaangażowałam. Nie możesz wrócić do Ameryki?
- Nie mam pieniędzy. Wątpię, że będą jakiekolwiek bilety w ciągu kilku godzin. - Kliknęłam na wiadomość, widząc, że numer jest nieznany. Zaczął się ładować. Głupi telefon.
- Może, możemy spróbować. - Francine zasugerowała, tonąc w głębokiej myśli. - Musi być coś, co możemy zrobić. - Moje oczy rozszerzyły się, kiedy przeczytałam wiadomość tekstową. Czułam ponownie łzy napływające do oczu, gdy spojrzałam na Francine, a ona od razu wiedziała, od kogo jest wiadomość, która mówiła:
Nie mogę doczekać się jutra ;) No i nie chcę, żeby ktokolwiek tam był. Jeśli okaże się, że ktoś się tam ukrywa, zabiję go. Cieszę się, że się rozumiemy. - Harry
________________________________________
*wydala - myślę, że wiecie, że chodziło tu o wymioty.
i proszę, jeśli czytacie zostawiajcie jakiekolwiek opinie pod postami. x

10 komentarzy:

  1. hjeuiheuiwruerf czekam na następny ale świetny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chcę następny! :) Lubię mroczną i zła stronę Harrego. ^^
    @TheSecondHope

    OdpowiedzUsuń
  3. jezu to może dziwne ale mam podjare na te opowiadanie .. SEE you soon

    OdpowiedzUsuń
  4. fajne opowiadanie, wreszcie takie inne :) czekam na następny xx

    OdpowiedzUsuń
  5. To ff jest cudowne. Swietnie tlumaczysz :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam to! Te ciemne postacie, mroczny klimat, hemoglobina i ogólnie to wszystko :D :D czekam na nowy, mam nadzieję jak najszybciej xx

    OdpowiedzUsuń
  7. spodobało mi się te opowiadanie ! ;) czekam na nexta , pozdrawiam : *

    OdpowiedzUsuń
  8. Omgggg ! Straszne i przerażające! Idęczytać dalej! To wciąga ...

    OdpowiedzUsuń
  9. Jezus no! to jest zajebiate *.* kocham kocham kocham

    OdpowiedzUsuń
  10. wciągające :-)

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K